Poderwano myśliwce w Polsce: lotniska zamknięte po rosyjskich atakach na Ukrainę
lis, 23 2025
Wczesnym rankiem 19 listopada 2025 roku, o godzinie 5:40, polskie lotniska w Rzeszowie i Lublinie zostały tymczasowo zamknięte — nie z powodu awarii ani burzy, ale z powodu operacji wojskowej Polska w odpowiedzi na masowy rosyjski atak na Ukrainę. To nie była symulacja. To nie był trening. To było prawdziwe pogotowie wojenne — i nikt nie był przygotowany na to, jak szybko się to rozwinie.
Co się stało o godzinie 5:40?
W tym momencie Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych (DORSZ) wydało rozkaz: poderwano dyżurne pary myśliwców, włączyły się systemy wczesnego ostrzegania, a naziemna obrona powietrzna osiągnęła stan najwyższego pogotowia. W powietrzu pojawiły się nie tylko polskie F-16, ale też myśliwce z Norwegii, Hiszpanii i Holandii. Na ziemi — systemy Patriot z Bundeswehry. Cała przestrzeń powietrzna nad wschodnią Polską przekształciła się w strefę wysokiego ryzyka — bez jednego naruszenia granicy, bez jednego pocisku w polskim powietrzu. I to właśnie tu jest klucz: nie było ataku. Było przygotowanie się na atak.
Zamknięcie lotnisk: dlaczego to było konieczne?
W tym momencie Polska Agencja Żeglugi Powietrznej (PAŻP) działała jak zegarek — bez żadnego hałasu, bez komunikatów dla pasażerów. Wszystko było ustalone w tajności między wojskiem a cywilną administracją. Lotniska w Rzeszowie i Lublinie, bliskie granicy z Ukrainą, stały się zbyt niebezpieczne dla lotów cywilnych. Samoloty pasażerskie, które już były w powietrzu, zostały przekierowane na porty zapasowe — Kraków, Warszawa, Gdańsk. Te, które jeszcze nie wystartowały, zostały zatrzymane na startach. To nie było przerywanie lotów z powodu pogody. To było przerywanie lotów z powodu wojny — i to nie na Ukrainie, ale w naszym powietrzu.
Wszystko zakończyło się przed godziną 9:00. DORSZ poinformowało, że Rosja zaprzestała uderzeń dalekiego zasięgu. O godzinie 7:30 PAŻP otworzyła ponownie lotniska. Czas zamknięcia: około dwie godziny. Dla pasażerów — nieprzyjemna opóźnienie. Dla wojska — pełna akcja w trzech kierunkach: reagowanie, monitorowanie, zapobieganie.
Kto i dlaczego atakował?
Atak, który wywołał tę reakcję, miał miejsce w nocy z 18 na 19 listopada. Według wiceministra obrony narodowej Cezary Tomczyk, Rosja wykorzystała „ogromne siły” do uderzenia na Lwów — drony, rakiety, pociski balistyczne. To było jedno z największych uderzeń od początku wojny. Nie chodziło tylko o zniszczenie infrastruktury. Chodziło o przetestowanie reakcji NATO. A Polska odpowiedziała jak niegdyś — szybko, bez zbędnej dramatyzacji, ale z pełną determinacją.
Wcześniej, 5 października 2025 roku, podobna sytuacja miała miejsce po ataku na Kijów. Wtedy holenderskie F-35 patrolowały polskie niebo. Teraz — te same myśliwce, ale inny skala. Tym razem nie tylko Holendrzy. Norwegia, Hiszpania, Niemcy — wszystkie w jednej sieci. To nie jest tylko polska obrona. To jest obrona całej Europy. I to nie na papierze. Na żywo.
Co to oznacza dla zwykłych Polaków?
Nie ma przelotów nad granicą. Nie ma kłopotów z kierowaniem samochodem. Ale jest coś, czego nie da się zobaczyć: napięcie w sztabach, zmęczenie pilotów, brak snu u operatorów radarów. W tym momencie nie ma „wojny w Polsce”. Ale jest „wojna blisko”. I to jest groźniejsze. Bo nie wiesz, kiedy ta granica się przesunie.
Wczoraj, w niedzielę, wiceminister Tomczyk powiedział: „Nie ma już granicy między Ukrainą a Polską w kontekście bezpieczeństwa”. To nie jest metafora. To jest fakt. Rosja nie atakuje nas bezpośrednio. Ale jej broń, jej drony, ich ścieżki — wszystko to przechodzi przez nasze niebo. A my musimy być gotowi na wszystko.
Co dalej?
DORSZ nie zamknęło swojej strony. Na X (dawniej Twitter) nadal publikuje aktualizacje: „Monitorujemy sytuację. Siły pozostają w pełnej gotowości”. To znaczy: nie ma końca. To nie był jednorazowy incydent. To jest nowa normalność. W 2025 roku, w Europie, kiedy Rosja atakuje Ukrainę, Polska nie może pozwolić sobie na „może się nic nie stanie”. Musi działać. I działa.
W najbliższym czasie planowane są dodatkowe ćwiczenia z NATO w regionie Podkarpacia. Oczekuje się, że w grudniu do Polski przybędą kolejne jednostki z USA i Kanady. Systemy Patriot zostaną rozbudowane. A lotniska w Rzeszowie i Lublinie — nie będą już tylko portami turystycznymi. Będą punktami strategicznymi. I nie będzie to ukrywane.
Historia się powtarza — ale nie tak, jak wcześniej
W 2022 roku, gdy Rosja najpierw zainwadowała Ukrainę, Polska była „bramą” — dostarczała broń, przyjmowała uchodźców. W 2025 roku — jesteśmy częścią linii frontu. Nie na ziemi. W powietrzu. I to jest najbardziej niepokojące. Bo wojna w powietrzu nie ma linii frontu. Ma tylko radar. I jeśli radar zasypie — nie ma czasu na reakcję.
Wczoraj, o godzinie 5:40, w Rzeszowie, pilot wziął kontrolę nad samolotem. Nie wiedział, czy będzie strzelał. Wiedział tylko, że musi być gotowy. I to wystarczyło.
Frequently Asked Questions
Dlaczego zamknięto właśnie lotniska w Rzeszowie i Lublinie?
Lotniska te znajdują się w bezpośrednim sąsiedztwie granicy z Ukrainą, gdzie toczyły się intensywne rosyjskie ataki. W tym rejonie skupia się najwięcej ruchu wojskowego, a systemy radarowe i myśliwce muszą działać bez zakłóceń. Zamknięcie było konieczne, by nie dopuścić do kolizji między lotnictwem cywilnym a wojskowym — nawet jeśli nie było naruszenia przestrzeni powietrznej.
Czy to pierwszy raz, gdy Polska tak reaguje na ataki na Ukrainę?
Nie. Podobna operacja miała miejsce 5 października 2025 roku po ataku na Kijów, kiedy holenderskie F-35 patrolowały polskie niebo. Ale tym razem reakcja była znacznie większa — w akcji brały udział trzy dodatkowe kraje NATO, a systemy obrony były w stanie najwyższego pogotowia. To sygnalizuje wzrost poziomu zagrożenia i większą integrację polskiej obrony z NATO.
Czy rosyjskie pociski mogły dotrzeć do Polski?
Oficjalnie nie stwierdzono żadnego naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej. Jednak niektóre pociski, zwłaszcza drony i rakiety typu Iskander, mogą mieć zakres ponad 500 km — co oznacza, że teoretycznie mogły dotrzeć do naszego terytorium. Dlatego właśnie DORSZ działał prewencyjnie — nie czekając na atak, tylko zapobiegając mu.
Jak długo będzie trwać ten stan najwyższego pogotowia?
Stan pogotowia nie ma określonego terminu. Został on wprowadzony w odpowiedzi na aktywność rosyjską, a jego zakończenie zależy od sytuacji na Ukrainie. Według analizów wojskowych, jeśli ataki na Ukrainę będą kontynuowane w tej skali, to pogotowie może trwać tygodnie — a nawet miesiące. To nie jest tymczasowy incydent. To jest nowa faza bezpieczeństwa Europy.
Czy pasażerowie zostaną odszkodowani za opóźnienia?
Tak — zgodnie z przepisami UE, opóźnienia spowodowane przez działania wojskowe są uznawane za „wyjątkowe okoliczności”, co zwalnia linie lotnicze z obowiązku odszkodowania. Jednak polskie ministerstwo transportu zaleciło przewoźnikom rozważenie dofinansowania pasażerom z własnych środków — szczególnie tym, którzy mieli połączenia międzynarodowe.
Czy to oznacza, że Polska może zostać zaangażowana w wojnę?
Nie — ale tylko pod warunkiem, że Rosja nie przekroczy granicy. Polska działa w ramach obrony NATO, nie jako strona konfliktu. Jednak każdy atak na naszą przestrzeń powietrzną — nawet nieintencjonalny — może być traktowany jako akt agresji. To nie jest wojna. Ale granica między obroną a wojną staje się coraz cieńsza.