UFC Paris: Imavov dominuje Borralho, Polacy z mieszanym bilansem

Paryż usłyszał jednoznaczne 50-45 na głosach sędziów i wiedział, że to wieczór gospodarzy. UFC Paris wypełniło Accor Arenę głośnym dopingiem, a Nassourdine Imavov w walce wieczoru bezdyskusyjnie wypunktował Caio Borralho. Dla Francuza to krok, który może go wynieść do starcia o pas wagi średniej z nowym mistrzem, Khamzatem Chimaevem. Poza główną walką błysnął też Benoit Saint-Denis, a polscy kibice przeżyli rollercoaster – od błyskawicznego nokautu Roberta Bryczka po trudną porażkę Marcina Tybury.
Imavov o krok od walki o pas
Imavov zbudował przewagę metodycznie. Od pierwszej rundy kontrolował rytm, tempo i dystans. Jego praca na nogach czyściła tor do celnych kontr, a spokojny, niemal laboratoryjny boks odbierał Borralho ochotę do dłuższych wymian. Sędziowie widzieli to podobnie – 50-45 i dwa razy 49-46 mówią wszystko o tym, jak jednostronny był to pojedynek.
Co wyróżniało faworyta? Dyscyplina taktyczna. Imavov nie gonił skończenia na siłę, tylko rozbijał rywala serią drobnych zwycięstw w każdej akcji. Gdy Borralho próbował skracać dystans, Francuz natychmiast zrywał tempo, kątował i wracał do bezpiecznych kombinacji. Tam, gdzie wielu środkowych traci plan przy presji, on zachowywał chłodną głowę.
Ten występ to mocny argument w rozmowie o kolejce do tytułu. W dywizji średniej wszystko kręci się wokół tego, kto znajdzie sposób na fizyczność i intensywność Khamzata Chimaeva. Imavov pokazał, że potrafi neutralizować presję, nie pali się w trudnych momentach i potrafi wygrywać na wysokim tempie przez pięć rund. Jeśli nie od razu o pas, to przynajmniej eliminator ma teraz sens sportowy i marketingowy.
W Paryżu wybrzmiał też szerszy kontekst. Francuska scena MMA jeszcze kilka lat temu walczyła o legalizację, a dziś produkuje pretendentów i wypełnia największe hale. Taki występ lokalnego bohatera cementuje pozycję rynku – to nie jednorazowy zryw, tylko stabilny trend.

Polacy z mieszanym bilansem, Francja świętuje
Polskie akcenty przyniosły skrajne emocje. Robert Bryczek potrzebował zaledwie 54 sekund, by odprawić Andreasa Gustafssona. Szybko złapał dystans, wymusił błąd rywala i dopełnił dzieła przy siatce. To był nokaut z gatunku tych, które budują reputację – błysk, precyzja i zero zbędnych ruchów. W dywizji półśredniej, gdzie konkurencja jest potężna, takie wygrane potrafią z miejsca podbić notowania w matchmakingu.
Inaczej potoczył się wieczór Marcina Tybury. Doświadczony ciężki wszedł w bój z Ante Deliją, ale Chorwat trafił mocno i szybko zakończył sprawę przez TKO w 2:03 pierwszej rundy. Wagi ciężkie są bezlitosne – jeden zły kąt, jedno spóźnione wejście i pojedynek ucieka. Tybura wracał już po trudnych chwilach w karierze; tu kluczem będzie szybka odbudowa i powrót do stylu opierającego się na kontroli klinczu oraz mądrej pracy w parterze.
Publiczność miała co świętować także wcześniej. Benoit Saint-Denis w co-main evencie udźwignął presję bycia twarzą nowej fali francuskiego MMA i ograł Mauricio Ruffy’ego. Ruffy jeszcze w marcu, na UFC 313, zachwycił spektakularnym wheel kickiem na Bobby’ego Kinga Greena, więc skala ryzyka była duża. Saint-Denis rozbroił ten arsenał cierpliwością i mądrą presją – ograniczył pole do kreatywności rywala i nie dał się wciągnąć w chaotyczne wymiany.
Tego typu zwycięstwa – u siebie, nad groźnym strikerem – działają jak turbo dla kariery. Saint-Denis nie tylko wygrywa, on uczy się na oczach kibiców, poprawia zarządzanie energią, lepiej dobiera momenty wejść w akcję. To sygnał dla dywizji, że Francuz nie jest chwilową modą, tylko kandydatem do stałego miejsca w czołówce.
Na karcie znalazło się kilka ważnych występów, które mogą się odbić echem w Europie. Oumar Sy zatrzymał Brendsona Ribeiro przez TKO na 4:42 pierwszej rundy i pokazał, że potrafi zamykać rywali pod siatką z wyczuciem timingu. Kaue Fernandes dopisał wygraną nad przeciwnikiem o imieniu Harry – mniej głośne zestawienie, ale istotne dla budowania rekordów i miejsca w kolejce po głośniejsze nazwiska.
Był też symbol przejścia z europejskiego podwórka do światowej sceny. Axel Sola, były mistrz Ares FC, zadebiutował w oktagonie po przejściu do wyższej kategorii i od razu dostał wymagającego Irlandczyka, Rhysa McKee. To ruch w górę, który wymaga odwagi – inna dynamika, inni zapaśnicy, większa siła rywali. Niezależnie od wyniku, takie zestawienia przyspieszają rozwój.
Na wstępnej karcie błysnął też Trey Waters, który poprawił bilans do 9-2-0. Dla zawodników z tej półki kluczowe jest kolekcjonowanie pewnych zwycięstw, by wejść do rozmów o rankingu. Jedna, dwie solidne wygrane i otwierają się drzwi do nazwisk, które dają skok sportowy i finansowy.
Poniżej najważniejsze fakty z karty walk, które podbiły temperaturę wieczoru:
- Nassourdine Imavov pokonał Caio Borralho przez jednogłośną decyzję – 50-45, 49-46, 49-46.
- Benoit Saint-Denis wygrał z Mauricio Ruffy’m w co-main evencie.
- Robert Bryczek znokautował Andreasa Gustafssona w 0:54 pierwszej rundy (półśrednia).
- Marcin Tybura przegrał z Ante Deliją przez TKO w 2:03 rundy pierwszej (ciężka).
- Oumar Sy zatrzymał Brendsona Ribeiro przez TKO w 4:42 pierwszej rundy.
- Kaue Fernandes dopisał zwycięstwo nad Harrym.
- Axel Sola zadebiutował po przejściu do wyższej kategorii, mierząc się z Rhys McKee.
- Trey Waters wygrał i poprawił rekord do 9-2-0.
To była gala w duchu europejskiego MMA: szybkie skończenia, lokalni bohaterowie, a przy tym wyraźny sygnał dla reszty świata, że Paryż stał się stałym przystankiem dla największej organizacji. Zawodnicy z Francji dorzucają solidność do fajerwerków, a to mieszanka, która buduje pretendentów. W takim otoczeniu Imavov wyrasta na realne zagrożenie dla czołówki – i trudno o lepszą wiadomość dla kibiców, którzy przyszli zobaczyć, czy ich reprezentanci są gotowi na najtrudniejsze testy.
Sportowa strona wieczoru zgrała się z obrazkiem z trybun. Głośne wsparcie, reakcje na każde trafienie i ten typ napięcia, który słychać w przerwach, gdy hala wstrzymuje oddech. To ma znaczenie, bo zawodnicy czują takie rzeczy. Gdy gospodarze występują tak, jak Imavov i Saint-Denis, a w tle wyrastają nowe twarze pokroju Sy i Soli, łatwiej zrozumieć, czemu Europa staje się dla UFC priorytetem.